czwartek, 9 lutego 2017
Santa Rosa de Pastos Grandes - Salar de Pocitos - Tolar Grande
06.02.2017 poniedziałek
Ostanie dni mojej motocyklowej wycieczki mają być kulminacją. La Puna. Dzisiaj Tolar Grande.
Pan José Quintana poradził mi, żebym zamiast wracać kilkadziesiąt kilometrów drogą w kierunku Paso Sico, którą jechałem wczoraj, wybrał widokową trasę przez Santa Rosa de Pastos Grandes. Rzeczywiście piękna górska droga. Od czasu do czasu stada vicuñas, znacznie bardziej płochliwych niż w innych miejscach. Pewnie dlatego, że rzadko ktoś zakłóca ich spokój. Byłem sam, żadnego samochodu, nikogo. Niepostrzeżenie znalazłem się na prawie 4700 m npm.
Łagodny zjazd z przełęczy i dojechałem do Santa Rosa.
Lamy to śmieszne zwierzęta. Są ciekawskie. Zainteresowane lub zaniepokojone w pierwszej kolejności podnoszą i kierują głowy w kierunku obiektu, czyli mnie. Czasami nawet podchodzą na bezpieczną odległość i wpatrują się przez dłuższą chwilę. Jeżeli dystans staje się dla nich niekomfortowy, odwracają się ostentacyjnie gotowe zapewne, aby się oddalić. Podobnie zachowują się vicuñas, z tym że są bardziej nieśmiałe.
Lamy urozmaicaly mi drogę do Salar de Pocitos, kolejnej osady, ważnej kiedyś, bo na trasie linii kolejowej. W tej chwili to raczej zapomniane miejsce, aczkolwiek krzyżują się tu dwie drogi RP z numerami (ruta provincional), jedną z nich jadę, drugą pewnie będę wracał pojutrze.
Salar de Pocitos, od którego nazwę wzięła wioska.
Jeszcze piękniej zrobiło się, kiedy wjechałem w Los Colorados (od nazwy szczytu). Droga wiła się wąwozem pomiędzy czerwonymi skałami.
A teraz którędy?
Droga, którą wybrałem doprowadziła mnie do miejsca o obiecującej nazwie "siedem zakrętów".
W rzeczywistości było ich co najmniej siedemdziesiąt.
Po prawej Salar del Diablo.
I wreszcie widać Salar de Arizaro przy Tolar Grande.
Parę kilometrów przed wioską koniecznie trzeba zajrzeć do Ojos de Mar, wyjątkowego miejsca obiętego ścisłą ochroną. W bajecznie niebieskich jeziorkach żyją estromatolitos (jak będę miał chwilę, sprawdzę nazwy w innych językach), mikroorganizmy zdolne realizować proces fotosyntezy. Pojawiły się 3,5 miliarda lat temu dając początki życia na Ziemi. I mieszkają tu do dzisiaj. Tablice przestrzegają przed wchodzeniem do wody, co mogłoby nieodwracalnie zmienić losy naszych przodków.
Zatrzymałem się w San Cayetano, hostelu, jadłodajni i sklepie z pamiątkami, wszystko w jednym. Miejsce polecał José Quintana. Dobry wybór. Pokój przyzwoity. Właścicielka, Indianka o imieniu Tiopila, bardzo miła kobieta, przygotowała smaczną kolację.
Tolar Grande leży na komfortowej wysokości 3500 m npm. Liczy 90 mieszkańców, wliczając dzieci. Jest szkoła, pełny zasięg GSM, bo antena tuż obok, a nawet WiFi w szkole. Ale dzieci Tiopili gdzieś poszły, a tylko one znają hasło. Regularne zaopatrzenie jest raz w tygodniu z Salta. Przywozi się tu wszystko. Jak widać na zdjęciach w okolicy nie rośnie nic, z wyłączeniem zwierząt wielbłądowatych i mikroorganizmów pod ochroną.
Tiopila ma w Salta krewnych, którzy co tydzień pakują do ciężarówki dwie skrzynie niezbędnych produktów. Problem jest z napojami, jak piwo czy wino. Są to towary objętościowe, nie są ujęte w regularnym zamówieniu, a ich spożycie trudne do przewidzenia. Dzisiaj na przyklad jestem jedynym turystą we wsi, ale bywają dni, kiedy są tu spore zorganizowane grupy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz