Na kolację dzisiaj poszedłem jak prawdziwi Argentyńczycy, po dwudziestej drugiej. Nie byłem ostatni, oczywiście. Dzień był długi i ciekawy.
Rozpocząłem od próby zamocowania błotnika. Zgubiłem wszystkie cztery śruby mocujące. Wizyta w serwisie BMW okazała się dobrym pomysłem. Nie dość, że obsłużyli mnie sprawnie i szybko, to jeszcze nie chcieli wziąć pieniędzy. Miły gest w stosunku do człowieka z daleka. Swoją drogą mój motocykl, zabłocony i na terenowych oponach, widocznie wpasowywał się w ich wizerunek Adventure, który promują dla serii GS, na zasadzie kontrastu do eleganckich i lśniących samochodów i motocykli stojących obok. To samo dotyczy ich właścicieli.
Gdybyście kiedyś przejeżdżali obok i mieli kłopot z Waszym BMW, polecam Williamson Balfour Motors w Santiago.
Autostradą sprawnie dojechałem do Los Andes, a dalej w górę do wysokości 3000 m bardzo dobrą dość uczęszczaną drogą pod przełęcz Los Libertadores, granicy Chile i Argentyny. Pod przełęczą wybudowano tunel. Istnieje także stara droga, która prowadzi na przełęcz.
Mało kto tędy jeździ, bo po stronie Chile jest ona dość słaba. Z tego co widziałem, byłem jedynym turystą, który ją wybrał.
Od rana za to kręcili tu serial brazylijski z udziałem gwiazd. Poprosili mnie, abym poczekał, żeby im nie zepsuć zdjęć. Prośbę tę ponowił zresztą żandarm, z ktorym spędziłem dłuższa chwilę. Akcja filmu zdaniem policjanta toczy się w latach siedemdziesiątych. Na moje oko ten samochód jest z innej epoki.
Na przełęczy na wysokości ok 3900 m w 1904r. rządy Argentyny i Chile postawiły pomnik Cristo Redentor, jako symbol wiecznego pokoju i braterstwa pomiędzy narodami. Po konflikcie w latach osiemdziesiątych, który na szczęście dość szybko został wygaszony dzięki mediacjom międzynarodowym przy istotnym wsparciu Jana Pawła II, znaczenie tego pomnika zostało jeszcze wzmocnione. W 2004r. prezydenci odnowili zapisy o braterstwie, a stosowna tablica została zamocowana na cokole pomnika.
Obok pomnika postawiono także posterunki obu armii.
Droga po stronie argentyńskiej jest w dobrym stanie.
Jeżeli się jedzie z Chile do Argentyny, to odprawa graniczna (zintegrowana, czyli jednocześnie chilijska i argentyńska, ewenementmtutaj) jest dokonywana w Los Horcones, około 20 km wgłąb Argentyny. Zaskoczyła mnie trzykilometrowa (dokładnie) kolejka. Strasznie gorąco na dodatek. Posuwając się nią trzy godziny, miałem okazję podziwiać z dali Aconcaguę, 6982 mnpm, najwyzszy szczyt w Ameryce.
Na samej granicy bałagan. Okazało się, że nie mam obiegówki, którą wydawali wcześniej za tunelem. Tylko że ja wybrałem drogę do Chrystusa Odkupiciela, a tam "control de barrera" nie wydawali. Z godzinę zlany potem biegałem po granicy od Annasza do Kajfasza. Żeby było jeszcze trudniej, chcieli mi zabrać taką specjalną kartę, która służy do odprawy motocykla (stemplowane są wjazdy i wyjazdy do poszczególnych krajów), ponieważ celnik na Paso Vergara, ten który odprawiał wtedy dziesiątki rowerów, popełnił kilka błędów. Stanąłem Reytanem. Mariano zresztą mnie uprzedzał, abym się nie dał w podobnej sytuacji. Wiele rozmów i w końcu szczęśliwy choć odwodniony ruszyłem dalej.
Puente del Inca i góry w zachodzącym słońcu. Do Uspallata, 70 km od granicy, dojechałem już po zmroku. Miasteczko leży na poziomie 1900 m, przyjemnie się śpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz