czwartek, 26 stycznia 2017

Paso Vergara - Santiago

Wczorajszy dzień rozpocząłem wcześnie. Pierwsze 100 km droga prowadziła na południe, asfaltem. Ze względu na wysokość 1400-1500 mnp było naprawdę rześko.

W Las Loicas droga się rozwidla. Główna prowadzi do Chile przez przelęcz Paso Pehuenche. Kontrola graniczna odbywa się już w tej wiosce. Kolejka do odprawy bardzo długa, ze 100 samochodów. Szczęśliwie wybrałem inna drogę, przez Paso Vergara. Do granicy Chile jest 106 km nieutwardzoną drogą.
Zupełnie pusto. Pojedyncze chatki pasterskie, po drodze minąłem zaledwie 2 samochody.
Zaprzyjaźniłem się z motocyklem. Zdecydowanie zyskuje po zjechaniu z asfaltu. Myślę, że po dzisiejszym dniu nabraliśmy do siebie zaufania. Co prawda na "trzęsionce" pogubiłem śrubki i błotnik mi się telepie. Jutro muszę poszukać mechanika.


Tuż pod przełęczą dogoniłem liczną międzynarodową grupę rowerzystów. Część z nich odprawiała już rowery na granicy po stronie argentyńskiej. Pogadaliśmy chwilę, bo niechcący utworzyli kolejkę na tym odludziu. Trzy i pół dnia zajął im podjazd z Malargue, w Chile zaplanowali jeszcze jeden dzień. Szczerze podziwiam.
Przełęcz La Vergara jest stosunkowo niska jak na Andy, niewiele ponad 2500 m. Podjazd ze strony argentyńskiej rozpoczyna się na 1500 m. W Chile zjeżdża się natomiast na 500 m npm, czyli 2000 m w dół dość stromo, z czego pierwsze 50 km bez asfaltu.

Posterunek po stronie Chile.

Znowu uderzające gorąco.

Piękna górska droga doprowadziła mnie do autostrady, dalej 180 km w dość intensywnym ruchu i jestem w Santiago. Zatrzymuję się tu na jeden dzień, aby odpocząć i wchłonąć tochę cywilizacji, zanim na dłużej zjadę z głównych dróg.

Od paru dni Chile żyje katastrofalnym pożarem lasów w dwóch regionach na południe od Santiago. Pożary lasów zdarzają się tu każdego lata. Ten jest najtrudniejszy w historii. Zginęło już 6 osób, karabinierzy i strażacy uwięzieni w ogniu. Nie ma sposobu na opanowanie ognia, rozprzestrzenia się w tempie 1500 ha lasu na godzinę. Ewakuowane są kolejne wsie i miasteczka, tysiące osób. Bardzo wielu straciło już cały swój dobytek. Strażacy są tu bohaterami, walczą z żywiołem często bez wody i środków łączności. Okazuje się, że sa to ochotnicy, niewynagradzani, a wyposażenie pochodzi z rożnego rodzaju darowizn. Tak więc jednocześnie z dramatycznymi informacjami, prowadzona jest debata polityczna na temat zaniedbań tego i poprzednich rządów. Jesienią wybory, jest gorąco.
Wiele krajów regionu udziela pomocy poprzez udział wyszkolonych specjalistów i dostawę sprzętu. Przez kilka dni rząd Chile ku powszechnemu oburzeniu odmawiał przyjęcia pomocy w postaci zastosowania do gaszenia Supercysterny, specjalnie wyposażonego Boeinga 747, który zabiera do zbiorników 73 tony wody wraz ze specjalnymi substancjami gaszącymi. Koszt wynajęcia samolotu (wstępnie na 5 dni) to 2 mln dolarów, które opłaciła Chilijka z USA, żona jednego z właścicieli Wallmart. Wczoraj samolot wykonał już jeden lot. Wszyscy czekają z niecierpliwością na potwierdzenie, że ta metoda będzie skuteczna. Gaszenie utrudnia górzyste ukształtowanie terenu, susza trwająca tu od siedmiu lat oraz fenomen, który nazywają 30-30-30, co oznacza temperaturę powyżej 30 stC, wiatr powyżej 30 węzłów i wilgotność poniżej 30%.
http://www.clarin.com/mundo/incendios-chile-muertos-fuego-sigue-control_0_rJX21TIvl.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz